Mój stosunek do zup nigdy nie był obojętny. W dzieciństwie raczyła mnie nimi babcia – oprócz ulubionych pomidorowej i ogórkowej (jak w przypadku większości dzieci) – były znienawidzoną częścią obiadu. Później na kilka lat zniknęły z mojego menu. Pojawiły się w nim ponownie, kiedy w Egipcie przefrunęłam przez kierownicę roweru i wybiłam sobie przednie zęby… Górna szczęka (skręcona na „rusztowaniu”) wymagała specjalnej opieki. Kremy i wywary, chcąc nie chcąc, stały się główną i jedyną (obok soków) częścią mojego jadłospisu. Po miesiącu płynnej diety, miałam ich serdecznie dość. Znów wykluczyłam je na kilka lat. Powróciły niczym „zmora” w szpitalu ajurwedyjskim. Rasam, …

Czytaj więcej

„(…) Jestem sezonowy i cykliczny. Mój organizm dużo wcześniej niż umysł wyczuwa zmieniające się pory roku. Trochę jak góral, który obserwując przyrodę, potrafi przepowiedzieć pogodę. Skąd wiem, że kończy się lato, a temperatura wieczorem i nad ranem w szybkim tempie zacznie zbliżać się do zera? Przestaję mieć ochotę na wszystko co wychładzające. Z mojego menu znika więc praktycznie nabiał, mięta czy zielona herbata. Zmniejszam ilość surowego na rzecz tego pieczonego, duszonego, smażonego czy gotowanego. Zaczynam jeść rozgrzewające produkty i przyprawy. Przygotowuję różne korzenne mieszanki. Wspomnienie o ciepłych, słonecznych i egzotycznych miejscach, z których pochodzą, dodatkowo podnosi temperaturę w kuchni (…) Okazało się, …

Czytaj więcej

… oraz w styczniowym numerze magazynu Sens :) Filmik poniżej oraz w zakładce: filmy. Zapraszamy :) A to fragment tekstu Maćka we wspomnianym numerze „Sensu”: „Suszone owoce, pestki i orzechy wykorzystuję w kuchni przez cały rok. Serniki, jabłeczniki, morelowce czy batony energetyczne – latem na ich bazie przygotowuję surowe desery. Zimą nabierają zupełnie nowego wymiaru. Tradycyjnie kojarzą mi się z okresem świątecznym. Jednak od wieków bakalie stanowiły podstawę zimowej kuchni polskiej. Zbierane późnym latem jabłka, gruszki i śliwki suszono. Następnie przechodziły wędzonym aromatem. Przy ich użyciu przyrządzano nie tylko makowce, susze, kutie czy moczki (wigilijny deser śląski z namoczonego piernika), …

Czytaj więcej

Kilka lat temu czytałam reportaż (nie pamiętam gdzie, ale chyba w Gazecie Wyborczej) dotyczący kontroli. Autor opierając się na najnowszych badaniach socjologicznych opisywał zjawisko globalnej kontroli, które opanowało społeczeństwo Zachodu. Młodość, długość życia, partnera/partnerkę, rozwój naszych dzieci (od najmłodszych lat programujemy je na osiągnięcie sukcesu w danej dziedzinie), relacje towarzyskie, zdrowie, a nawet długość orgazmu – żyjemy w złudnym przeświadczeniu, że mamy nieograniczony wpływ na wszystkie te dziedziny. Wydajemy gigantyczne pieniądze na leki, suplementy, ubezpieczenia, zabiegi. Wierzymy, że zyskamy dzięki nim „nieśmiertelność” lub, że w znaczący sposób przedłużą naszą egzystencję – zwiększą jej komfort… Do niedawna sama działałam w oparciu …

Czytaj więcej

Shakshuka to jedno z dań, które podobnie jak falafle i hummus kojarzą mi się z Synajem. Często zamawiałam ją po pierwszym nurkowaniu. Najlepszą przygotowywała pewna beduińska restauracja na pustyni. Do tej pory znałam je jednak w formie omletu z papryką i pomidorami. Nowe oblicze tego dania zobaczyłam w programie kulinarnym Yotama Ottolenghi (w odcinku poświęconym Jerozolimie). Do shakshuki dodaje on nie tylko wspomniane pomidory i paprykę, ale sporo aromatycznych przypraw takich jak chilli, szafran, kmin rzymski, tymianek czy liście laurowe. Maciek wpadł na pomysł, aby przygotować ją z tofu zamiast jajka. Co prawda nie mamy małych patelni, w których tradycyjnie …

Czytaj więcej