Mój stosunek do zup nigdy nie był obojętny. W dzieciństwie raczyła mnie nimi babcia – oprócz ulubionych pomidorowej i ogórkowej (jak w przypadku większości dzieci) – były znienawidzoną częścią obiadu. Później na kilka lat zniknęły z mojego menu. Pojawiły się w nim ponownie, kiedy w Egipcie przefrunęłam przez kierownicę roweru i wybiłam sobie przednie zęby… Górna szczęka (skręcona na „rusztowaniu”) wymagała specjalnej opieki. Kremy i wywary, chcąc nie chcąc, stały się główną i jedyną (obok soków) częścią mojego jadłospisu. Po miesiącu płynnej diety, miałam ich serdecznie dość. Znów wykluczyłam je na kilka lat. Powróciły niczym „zmora” w szpitalu ajurwedyjskim. Rasam, …