Wegańska korma z jarmużem

„Kiedy miłość promienieje blaskiem – jest błogością.
Gdy płynie, staje się współczuciem.
Kiedy wybucha – gniewem.
Gdy fermentuje – zazdrością.
Kiedy cała jest na nie, to nienawiść.
Miłość, kiedy działa, jest doskonałością (…)”

Napisał to pewien bardzo bliski mojemu sercu mistrz duchowy, który za niedługo pojawi się w Polsce. Kilka dni temu na tym cytacie, zupełnie „przypadkowo” (jak już wielokrotnie pisałam, nie wierzę w przypadki) otworzyłam jego książkę. Nie zaglądałam do niej od dawna… Ostatnio medytujemy zalała fala nieprzyjemnych komentarzy (najprawdopodobniej autorstwa jednej osoby). Wkurzyłam się. Poczułam, że to niesprawiedliwe. Chciałam zacząć walczyć. – Karola czy Ty nie widzisz, że próbujesz walczyć sama ze sobą. „Nieszczęśliwy” (jak go umownie nazwaliśmy) dotyka miejsc, które Cię jeszcze bolą. Powinnaś mu być wdzięczna. Pokazuje Ci nad czym musisz jeszcze pracować. Przypomnij sobie cytat o miłości. Zejdź do przestrzeni serca i wybacz mu – powiedział Maciek. Miał rację. Prawdą jest, że gdzieś tam głęboko, nadal nie czuję się piękna. Są chwilę kiedy patrzę w lustro i widzę same niedoskonałości i krągłości. Nie zauważam wszystkich pozytywnych zmian, które zadziały się w zeszłym roku. Choć świadomie wiem, że tak na prawdę nie jestem tym ciałem, blogiem, książką nad którą teraz pracujemy czy pojawieniem się na antenie Dzień Dobry TVN, podświadomie nadal pragnę się tym cieszyć. Chcę budować swoje poczucie wartości w oparciu o coś tak zmiennego i ulotnego jak ten świat zewnętrzny. Dziękuję Ci „Nieszczęśliwy” aka Pułkowniku, Szeregowcu, Zaniepokojony, Smakoszu, Wnuczku etc., że mi to wszystko znowu uświadomiłeś :) Dzięki Tobie znów poczułam, że moja prawdziwa wartość płynie z serca. Opiera się na prawdzie i szczerości. To czym mogę i chcę nadal się z Wami dzielić to moje doświadczenie – wszystkie wzloty i upadki na długiej drodze do bezwarunkowej miłości… A do wzlotów i upadków możemy jeszcze dorzucić coś na ząb. Dziś wegańska korma z papryki, tofu i jarmużu, o którym wspomniany „Nieszczęśliwy” słusznie i „poetycko” napisał, że: „wali skarpetą” ;) Okazuje się, że jednak nie zawsze. Tym razem pachnie mlekiem kokosowym, kardamonem, goździkami i cynamonem. Smacznego :)

korma z papryki, jarmuzu i tofu

Wegańska korma z jarmużu, papryki i tofu
200 g jarmużu pozbawionego twardych części
pół szklanki wody
2 łyżki oleju ryżowego
2 papryki pokrojone w kostkę
100 g nerkowców
puszka mleka kokosowego dobrej jakości
masala:
3 łyżki oleju (najlepiej ryżowego)
2 goździki
2 strączki kardamonu
1/2 łyżeczki asafetidy lub jedna cebula pokrojona w drobną kostkę
łyżeczka kminu rzymskiego
pasta z imbiru i chilli (łyżka startego, świeżego imbiru i łyżka poszatkowanego, zielonego chilli)
kostka tofu pokrojona w kostkę
1/2 łyżeczki kurkumy
łyżeczka sproszkowanej kolendry
1/2 łyżeczki kozieradki z proszku
sól kamienna lub morska do smaku

Jarmuż dusimy z wodą w garnku, pod przykryciem około 20 – 25 minut. Połowę nerkowców zalewamy wrzątkiem i odstawiamy na 10 minut. Paprykę dusimy na dwóch łyżka oleju ryżowego (również pod przykryciem). Namoczone nerkowce odsączamy i miksujemy ręcznym blenderem z mlekiem kokosowym. Ugotowany jarmuż dodajemy do mleka kokosowego i całość blendujemy na jednolity sos. Na wok’u lub patelni podgrzewamy 3 łyżki oleju, dodajemy goździki i kardamon. Po chwili dodajemy asafetidę (podsmażamy chwilę) lub cebulę (podsmażamy aż się zeszkli). Dodajemy kmin rzymski i po chwili pastę z imbiru i chilli oraz tofu. Smażymy około 2 – 3 minuty. Wsypujemy przyprawy w proszku i wlewamy sos z jarmużu, mleka kokosowego oraz nerkowców. Dodajemy uduszoną paprykę oraz sól do smaku. Całość gotujemy jeszcze około 2 -3 minuty. Podajemy przybrane uprażonymi nerkowcami. Korma dobrze smakuje z indyjskim pieczywem lub ryżem (najlepiej Basmati).

20 komentarzy

  1. Ach, gdyby tam jeszcze troszkę prażonego boczusia dorzucić to byłoby wyśmienicie.

  2. Nie wiem jak można tak idiotyczne komentarze dać o boczusiu kiedy w tytule jest wyraźnie napisane „wegańska” . idiotów nie brakuje.

  3. Luiza, super pomysl! Z boczkiem moze nawet by sie to dalo zjesc!:-) jesli cos moze byc lepsze, to trzeba to zrobic!:-)

  4. Gratuluję :) i powodzenia na tej fascynującej drodze do SIEBIE!
    pozdrawiam ciepło – niech DZIAŁA <3

  5. Chyba Ty jesteś smutna i nie miałaś nigdy w ustach soczystego kawałka karkówki! Ja sobie dorzuciłam prażoną szyneczkę z cebulką (bo akurat boczusia nie było)i zaraz zjem pyszny przepisz według Karoliny – już kusi zapachami.

  6. Kurczę, zupełnie nie rozumiem skąd te okropne komentarze. Czemu ktoś bardzo stara się uprzykrzyć wam życie? Może rozważcie wprowadzenie na jakiś czas moderowania komentarzy? Zaglądam na bloga regularnie, mam książkę i trzymam za was mocno kciuki! :)

  7. Dziękujemy :) Usuwamy tylko takie komentarze, które są wyjątkowo chamskie. Jeśli „Nieszczęśliwy” ma ochotę krzyczeć tak jak krzyczą małe dzieci, trzeba mu się dać wykrzyczeć :)

  8. Dzień dobry. Zastanawiające jest, że boczkożercy jaja sobie robią, ale nikogo nie obrażają, czytają tego ciekawego bloga, być może inspirują się i mają poczucie humoru zaś wegetarianie (jak sądzę) reagują tak agresywnie i wręcz obrażają. …

  9. @ Leszek – kasujemy tylko chamskie komentarze. W tym co napisałeś nie ma niczego obraźliwego. Nie dzielimy świata na wegetarian i mięsożerców. Cieszymy się ze wszystkich odwiedzin. Jeśli ktoś ma ochotę dorzucać boczek do kormy to fantastycznie :) pięknego wieczoru

  10. koment do urody Karoliny – oczywiscie znam Wasza historie ( ksiązke tez mam) i od poczatku w tle przebijaja sie jej kompleksy ( sorry) dot. wygladu. Z ciekawosci odnalazłam kiedys jakis stary artykuł w necie gdzie było dołaczone zdjecie autorki.Byłam zaskoczona bo prawde mowiac ,, grubsza” Karolina wcale nie wygladała na grubą i na dodatek była na tym zdjeciu baaaardzo atrakcyjna choc w zupełnie innym stylu – takim klubowym. Karola, gdybym była facetem byłabym szczerze zainteresowana :)

  11. Jestem facetem.. Tez ja widzialem.. U zero zainteresowania. Wtedy i teraz. Zero kobiecosci.. I tyle w tym temacie

  12. @ Anna – tak kompleksy dotyczące wyglądu to moja słaba strona. Piszę o tym otwarcie. W dzieciństwie zmagałam się z nadwagą, a chwilę później z anoreksją. Każdy jakąś słabą stronę posiada (niezależną od prawdy obiektywnej) – dla kogoś będzie to waga, dla innego praca, jeszcze innego intelekt czy brak talentu. Są jeszcze osoby, które to wypierają i udają, że zawsze jest świetnie. Piszę o swojej słabej stronie nie po to, żeby na zewnątrz znaleźć potwierdzenie tego, że jestem piękna. Jest mnóstwo piękniejszych niż ja :) Tylko po to, żeby pokazać, że jedyny sposobem uwolnienia się od jakiegoś uwarunkowania jest a) uświadomienie go sobie, b) zaakceptowanie, że się je ma c) pokochanie siebie takiej jaką się jest. Prawdziwą akceptację można znaleźć tylko w środku. Ta zewnętrzna (od innych) jest bardzo ulotna i zmienna. W teorii brzmi to pięknie i prosto, ale realizacja tego w praktyce trwa często latami, a czasami nawet całe życie :) Dlatego też jestem wdzięczna „Nieszczęśliwemu” za to, że mi pięknie tę moją słabą stronę podświetla ;) pięknego dnia wszystkim :)

  13. @ Nieszczęśliwy aka Artur – zdajesz sobie sprawę z tego, że zmieniasz pseudonimy i id, ale czasami Ci się już to myli i używasz tego samego id, ale do innych pseudonimów? Pod tym wpisem byłeś Ktośkiem, Ktośem2, Arturem, Gościem. W poprzednich figurowałeś pod innymi pseudonimami. Może przyjmijmy, że będziesz po prostu „Nieszczęśliwym”? ;)

  14. Sprawdz pozytywne wpisy.. Wszystkie Wy piszecie:-) I tylko zmieniacie pseudonimy:-)
    Ciagle uzywacie slowa „nieszczesliwy”.. bo to niestety Wy jestescie nieszczesliwi. To takie typowe zachowanie osob o niskiej samoocenie. Ale to juz Wasz problem..

  15. @ Nieszczęśliwy aka Artur – gdyby rzeczywiście tak było to kasowalibyśmy wszystkie negatywne komentarze, a pozytywnych byłoby o wiele więcej. Obrażasz nie tylko nas, ale również osoby, które regularnie wchodzą na bloga, korzystają z niego i piszą komentarze. Ale to już Twoja odpowiedzialność… pięknego dnia :)

  16. Ludzie!.. cieszcie się życiem, sobą i smakami. Gotujcie, piszcie, medytujcie i przestańcie w końcu gmerać posolonym palcem w swoich ranach z przeszłości. Karolino, z tego co wyczytałam, niedługo będziesz mamą; nie jest to tak piękny stan jak go malują i piszą (mam pewne doświadczenie w tym temacie), więc po co marnować siły na zamartwianie się 'czy jestem piękna’, 'czy jestem szczupła’-, 'czy ktoś ktosik to on czy oni’, 'czy dam radę wybaczyć’ itd. po co? czerp siły z jarmużu, tofu czy co Ci tam służy i się przestań przejmować. zaglądam do Waszego bloga z ciekawości zawodowej, choć bliższe memu sercu i żołądkowi są typy włoskich mam prowadzących kuchnię, nie trzymających się sztywno kalorii i odważających jak aptekarze produktów. Trzymajcie się ciepło i szczęśliwie. ps. mam tylko nadzieję, że tak radykalnie się odżywiając, wykluczając produkty, które smakują i dają radość, nie zaczniecie odżywiać się wkrótce energią kosmiczną i witaminami z kolorów.
    I że dziecie Wasze, od pierwszego dnia „intuicyjnie” będzie sięgać po to, co będzie mu smakować najbardziej- mleko ;)

  17. @ Szczęśliwa – nie wiem czy przeczytałaś dokładnie cały mój wpis, ale piszę w nim wyraźnie, że nie ma znaczenia to ile ważę, czy jestem szczupła… Jeżeli coś jednak nie daje mi spokoju to mam dwie opcje. A) Udawać, że nie ma tematu (prędzej czy później wróci) b) spojrzeć smokowi w oczy, przyznać że to we mnie jest i zaakceptować to. Wtedy pojawia się szczęście :) Nie byłabym z Maćkiem i nie byłabym w ciąży, gdyby nie „grzebanie posolonym palcem” jak to nazywasz. Miałam problemy hormonalne i usłyszałam kilkukrotnie u endokrynologa, że nie zajdę bez hormonów w ciążę. Odkąd zmieniłam dietę (bo chciałam, a nie musiałam) hormony się uregulowały i w ciążę zaszłam bez najmniejszego problemu. Właśnie dlatego, że w końcu dzięki tym wszystkim zmianom, jestem szczęśliwa. Czasami jednak schematy wracają. Najłatwiej jest pisać o innych, ale my piszemy o sobie. O rzeczach, które mamy za sobą lub o takich, z którymi się zmagamy. O tych dobrych i o tych złych. Bo takie jest życie :) Trzeba mieć siłę, żeby mówić o sobie, a nie o innych. Wiele kobiet zmaga się z takimi problemami. Dostajemy mnóstwo osobistych, wzruszających maili z podziękowaniami. Bo dzięki tym historiom wielu już udało się coś w sobie zobaczyć, zmienić i teraz są szczęśliwsze. Ta świadomość również daje mi szczęście. A kalorii dzięki Maćkowi od półtora roku nie liczę :) Jemy tylko to na co mam ochotę. „Wykluczenie” nastąpiło naturalnie. Nasze dziecko podobnie jak Macka dwója dziewczynek będzie jadło to na co będzie miało ochotę :) Każdy niech robi to co sprawia, że jest szczęśliwy (nie krzywdząc przy okazji innych) :)) pięknego dnia :)

  18. Kolejna potrawa, która trafiła w dziesiątkę naszych rodzinnych,kulinarnych gustów:)Przesmaczna korma.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

9 + 10 =