„Jesteś (nie tylko) tym co jesz”, „jesteś (nie tylko) tym co jesz”, „jesteś (nie tylko) tym co jesz” (…) – to zdanie chodziło mi dziś pół nocy po głowie. Brzmi ono dziwnie w ustach (a właściwie) w głowie kobiety, która na co dzień zajmuje się zdrowym stylem życia, w tym odżywianiem. Może właśnie tym bardziej i właśnie dlatego, nie mogłam zasnąć. Przerzucałam się z boku na bok. Zdania huczały, same układały się w głowie. Obrazy przewijały niczym taśma filmowa. Widziałam migawki setek okładek książek o zdrowym odżywianiu. Za nimi podążały hasła reklamujące produkty odżywcze, ekologiczne, optymalne i idealne. Tyle się ostatnio nasłuchałam, naoglądałam, nawchłaniałam informacji o zdrowiu, że nie pozwalały mi spać. Rano próbowałam wszystkie te refleksje i obrazy zagłuszyć. „Jesteś (nie tylko) tym co jesz” – nie poddawało się. Wracało. Bo w rzeczy samej: „Jestem (nie tylko) tym co jem!”. Jestem tym co czuję, co widzę, co myślę. Jestem tym co lubię, czego nie lubię, co kocham. To co czuję, widzę, myślę, kocham wpływa m.in. na to co mi smakuje. Rzutuje na to jak trawię i przyswajam składniki odżywcze. Określa to kiedy jestem głodna. Czy mój organizm rzeczywiście domaga się wtedy jedzenia, gdy ma taką biologiczną potrzebę? Czy może próbuje zaspokoić deficyty emocjonalne? Czy ważniejsze jest to co kładę na talerzu czy to co mozolnie układam sobie w duszy i głowie? Odpowiedź leży jak zwykle po środku. Bo przecież to co jem, wpływa również na to co czuję, co lubię, co kocham, jak myślę… Ważne jest więc to co jem! Równie ważne to co czuję. Może jeszcze ważniejsze to co skrywam, wypieram i chowam. Czego poczuć wcale nie chcę… Nie zrozumcie mnie źle – wspaniale jest troszczyć się o zdrowie. Dbać nie tylko o zawartość swojej szafy, ale również lodówki. W tym wszystkim dobrze jest jednak pamiętać o równowadze, o smaku, o przyjemności, o szczęściu, o wolności. Bo moje wieloletnie doświadczenie podpowiada, że czasami bardziej od croissanta z czekoladą i dużej latte spożytych z uśmiechem na twarzy (i bez poczucia winy), może nam zaszkodzić kolejny zielony szejk wypity w kontroli…
Gdybym dziś miała być tym co jem to byłabym smażonymi w głębokim tłuszczu lankijskimi kotlecikami vade z pieczonymi ziemniakami i sałatką coleslaw. Dlaczego? Bo o tej porze roku mam ochotę na rozgrzewające, trochę cięższe, odżywcze i zapewniające komfort jedzenie…
Pieczone ziemniaki, vade i coleslaw
(porcja dla 2 – 3 osób)
vade:
150 g czerwonej soczewicy namoczonej minimum na 2 godziny i dobrze wypłukanej
1/2 drobno poszatkowanej dużej cebuli
1 łyżeczki kminu rzymskiego
1 łyżeczka kurkumy
1 łyżeczka łagodnej mieszanki curry w proszku (bez glutaminianu sodu)
1 łyżeczka nierafinowanej soli
3 łyżki płatków ryżowych (najlepiej z brązowego ryżu)
pęczek poszatkowanej natki kolendry lub pietruszki
1 drobno poszatkowana zielona papryczka chilli (z pestkami lub bez)
olej roślinny (najlepiej ryżowy) do smażenia
ziemniaki:
800 g ziemniaków pokrojonych w ćwiartki
2 łyżki oliwy z pierwszego tłoczenia
1/2 łyżeczki kurkumy
duża szczypta nierafinowanej soli
majonez:
50 g naturalnego tofu
1/2 szklanki (125 ml) mleka roślinnego (np. sojowego, owsianego, ryżowego)
2 czubate łyżeczki musztardy sarepskiej
1 łyżki oliwy z pierwszego tłoczenia
2 łyżki zimnotłoczonego oleju (rzepakowego, lnianego lub z lnianki)
1/2 łyżeczki czarnej soli himalajskiej (do dostania m.in. tutaj)
50 g upieczonych ziemniaków
2 łyżki octu jabłkowego
sałatka coleslaw:
300 g poszatkowanej, białej kapusty
1 marchewka starta na tarce o grubych oczkach
1/2 drobno poszatkowanej cebuli (opcjonalnie)
2 – 3 łyżki majonezu
1 czubata łyżka musztardy sarepskiej
2 łyżki octu jabłkowegoPrzygotowujemy vade: 2 łyżki dobrze namoczonej i wypłukanej soczewicy odkładamy do małej miseczki. Resztę soczewicy miksujemy ręcznym blenderem lub w robocie kuchennym z metalowym ostrzem na jednolitą masę. Zmiksowaną soczewicę przekładamy do miski. Łączymy z pozostałymi składnikami vade (za wyjątkiem oleju do smażenia). Dokładnie mieszamy i odstawiamy na 10 minut. Z masy formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego. Na patelni z wysokim rantem lub w woku rozgrzewamy olej do smażenia. Na dłoni spłaszczamy kulkę ciasta na cienki placuszek (o grubości około 3 mm). Placuszek wkładamy do oleju. Czynność powtarzamy z kolejnymi placuszkami (dopóki będzie miejsce na patelni lub w wok’u). Placuszki smażymy, aż będą przyrumienione i chrupiące. Jeśli zauważysz, że szybko ciemnieją, zmniejsz ogień. Tłuszcz powinien być jednak na tyle mocno rozgrzany, aby placuszki nim nie nasiąkały. Po wyjęciu z tłuszczu odsączamy je na papierowym ręczniku. Vade podajemy z pieczonymi ziemniakami i sałatką coleslaw. Przygotowujemy pieczone ziemniaki: ziemniaki przekładamy do miski i obtaczamy w oliwie, soli i kurkumie. Przekładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia (rozkładamy je równomiernie). Wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 230 st. z termoobiegiem. Pieczemy, aż będą złociste, przyrumienione i miękkie (około 25 – 30 minut). Przygotowujemy majonez: wszystkie składniki miksujemy do uzyskania jednolitej konsystencji. Przygotowujemy sałatkę coleslaw: wszystkie składniki mieszamy.
Witam serdecznie, mam pytanie innej maści; czy na stronie jest wpis od czego zacząć zmianę w odżywianiu, czy jednego pięknego dnia rzucić wszystko i zacząć od nowa czy małymi kroczkami wprowadzać nowe zasady – najpierw zdrowe śniadania potem lunch itd. I jeszcze jedno czy macie Państwo na organizację dnia i przygotowywanie posiłków. Przy całodniowym pobycie w pracy po powrocie do domu marzy się tylko spokój i brak sił na gotowanie:(
Pani Marto,
myślę, że metoda małych kroków jest dobra. Warto robić te rzeczy, które czujemy. Lepsze samopoczucie pociągnie za sobą kolejne zmiany. Myślę, że w „Jedz i pracuj nad własnym zdrowiem” – pierwszej i drugiej części, piszemy więcej o tym jak planować jedzenie do pracy i po pracy. Można na początek zrobić np. jeden z posiłków dziennie, w najprostszej wersji i zobaczyć jak zmieni się Pani samopoczucie :)
kiedyś powtarzałam sobie, że jestem tym co czytam :} myślę, że ważne jest to, gdzie żyję i jak, a gotowanie to akt miłości, wobec innych i siebie
Dokładnie tak :)
Książka przepiękna i pełna cudnych przepisów, ale niestety to pierwsza Wasza książka na która mnie nie stać , choroby w rodzinie od ponad 3 miesięcy kociaków i teraz jeszcze mamy spowodowały ,ze nie stać mnie na nic co mogłoby mi sprawić przyjemność .
Pani Alu, nie mamy w tej chwili egzemplarzy do rozdania. Napiszę do wydawnictwa w tej sprawie, ale nie mogę niczego obiecać. Na wszelki wypadek proszę przesłać mi adres. pięknego dnia :)