Wróciliśmy do Warszawy. 2 tygodnie, prawie 1500 przejechanych kilometrów, zmieniające się krajobrazy za oknem, nowi ludzie… 14 dni bez wiadomości, stałego dostępu do Internetu, często bez zasięgu i bez… wagi. Odzyskałam apetyt. Mało tego, jem więcej niż przed zajściem w ciążę. W Swystowym Sadzie kuchnia Grażyny była tak smaczna, że nie zastanawiałam się nad wielkością porcji. Nie byłam w stanie się powstrzymać. Choć na co dzień nie jadam pszenicy, talerza glutenowych, domowych pierogów ruskich nie mogłam sobie odmówić. W głowie włączał mi się kalkulator. Uruchamiały się stare schematy. Przeliczanie ilości na kalorie, dzielenie przez ilość przebytych kilometrów, poczucie winy, paranoja tłuszczowa – słowem cyrk korony. „Czy Twoim zdaniem przytyłam? Czy nie jem za dużo?” – co wieczór podpytywałam Maćka. Apogeum moich negatywnych projekcji osiągnęłam pewnego razu w łazience. Wchodziłam pod prysznic, a Maciek mył zęby nad umywalką. Spojrzał na mnie. Jego wzrok zatrzymał się na powiększającym się brzuchu. Na twarzy pojawił się charakterystyczny grymas braku akceptacji. „Przytyłam?! Powiedz mi wprost, że Ci się to nie podoba” – wystrzeliłam w emocjach. „Moim zdaniem masz brzuch dodatkowo wydęty od cebuli i czosnku, których zazwyczaj nie jadasz. Rano jest dużo bardziej płaski. Zamiast zastanawiać się nad moim grymasem, zapytaj sama siebie czy się akceptujesz?! Prościej jest mieć pretensje do mnie, niż poszukać odpowiedzialności w sobie… Pokochałem Cię, gdy ważyłaś 10 kg więcej niż teraz i ciążowy brzuch tego nie zmieni. Pogódź z tym, że teraz będziesz przybierała na wadze…” – spokojnie odpowiedział. Wykąpałam się i w milczeniu wyszłam z łazienki. Trudno było przyznać mu rację. Choć wydawało mi się, że kwestię braku samoakceptacji mam już przerobioną, myliłam się. Wyjazd, obawy z nim związane, ciągle nowi ludzie, wytrąciły mnie z równowagi. Pozwoliły uwydatnić lęki, z których normalnie nie zdaję sobie sprawy. W naszym cichym, spokojnym zakątku na Bemowie, gdy jesteśmy sami, coraz częściej panuje harmonia. Podróż pomogła mi zdystansować się do kwestii wagi. Zrozumieć, że problem leży nie na zewnątrz w kilogramach, tylko w środku – w braku akceptacji siebie. Kiedy wróciliśmy do domu, zapomniałam nawet zważyć się. Zrobiłam to dopiero następnego dnia rano. Okazało się, że choć urosły mi piersi i pojawił się ciążowy brzuszek, nie przytyłam ani grama. Czy ma to jakieś znaczenie? W tej chwili nie ma już żadnego… Zrobiłam dziś ciasto, którym od lat inaugurowałam rozpoczęcie każdego odchudzania. W przeddzień głodówki/oczyszczania najadałam się do syta jabłkową leguminą mojej mamy. Potrafiłam zjeść pół blachy (w ramach nagrody), a przez kolejnych kilka tygodni chodzić z pustym brzuchem (w ramach kary). Zjadłam dwie porcje leguminy w wersji bezglutenowej (posłodzonej stewią). I wiecie co? Jutro nie rozpoczynam żadnej diety ;)
Jabłkowa legumina mojej mamy
5 średniej wielkości jabłek (kwaśnych i soczystych) startych na tarce o grubych oczkach
2 łyżki cynamonu
ciasto:
1 i 1/2 szklanki polenty kukurydzianej (drobny kukurydziany grysik, a nie kasza)
1 i 1/2 szklanki mąki ryżowej
3 łyżki stewii w proszku (ekologiczna dostępna m.in. tutaj)
płaska łyżeczka sody oczyszczonej
kostka masła
Masłem smarujemy formę do pieczenia (tortownicę). Suche składniki mieszamy razem i dzielimy na 3 części. Spód formy wysypujemy częścią ciasta. Na jego warstwę wykładamy 1/2 jabłek. Następnie wysypujemy drugą porcję ciasta, a na nim układamy drugą porcję jabłek. Całość posypujemy resztą ciasta i wykładamy plastrami schłodzonego masła (tak, aby równomiernie przykryć wierzch leguminy). Wsadzamy do piekarnika rozgrzanego do 180 st. na około 45 minut, aż wierzch się zarumieni, a ciasto w środku będzie upieczone. Podajemy po schłodzeniu.
Nowy sposob na tzw. szarlotke sypana, super. Jakie wymiary foremki?
Jak sie pojawia brzuch to zawsze wieczorem jest wiekszy niz rano az przestanie sie splaszczac i juz zostanie. Cebula i czosnek nic z tym nie maja wspolnego.
@ Miszka – większa tortownica, czyli 22 cm średnicy chyba… @ Gosia K – pewnie tak jest, ale odkąd odstawiłam czosnek i cebulę to wieczorami jest mniejszy (również u Maćka) oraz nie ma dolegliwości bólowych…
Może to nieuniknione przy Waszych zajęciach, ale to nieustanne rozstrząsanie wagi, diet i wzdętego brzucha wydaje mi się chorobliwe..
Myślę, że zdrowy rozsądek i jedzenie wszystkiego w odpowiednich proporcjach i ilościach to najlepsze rozwiązanie.
Zgadzam się w 100%, że równowaga jest najlepsza. Dlatego od czasu do czasu sięgamy po rzeczy, których na co dzień nie używamy, bo nam nie służą (jak cebula czy czosnek, które w małych ilościach mają właściwości lecznicze i oczyszczające). Napisaliśmy całą książkę w której „roztrząsamy” wagę i diety, powiązania między tym co jesz, a tym jak się czujesz oraz tym jak się czujesz i tym co jesz. Jest to motto tego bloga: liczy się zarówno to co masz w głowie jak i na talerzu. Dzielimy się tym czego doświadczamy i wiemy, że wielu ludziom to pomaga. Póki pomaga choćby jednej osobie to czujemy, że warto :) Są blogi stricte kulinarne, pozbawione „roztrząsania”, więc panuje pełna wolność i dowolność :)
macie jeszcze jakies zajecie poza obsesyjnym warzeniem, mierzeniem i psychologicznym belkotem? swiat jest piekny bez diet i ograniczen, tylko trzeba sobie w sercu i w glowce poukladac.
ps. M. ujawnij sie wreszcie ;-)
Życzę Ci, żebyś pokochał i zaakceptował samego siebie – to na prawdę pomocne. Pomaga pozbyć się nienawiści, która jest największym z możliwych ograniczeń. Zgadzam się w 100%, że świat jest piękny bez diet i ograniczeń, a żeby poukładać sobie z sercu to trzeba się pokochać i zaakceptować… Na blogu dzielimy się rzeczami, emocjami, którymi na co dzień raczej większość się nie dzieli. Najłatwiej jest napisać: „wszystko u mnie świetnie, nie mam ze sobą żadnych problemów”. Tylko czy wtedy jest to prawda? Czy tym jest prawdziwa wolność?
Jakie smutne macie zycie.. Czy dziecko tez bedzie na Waszej diecie?
Mam dwójkę dzieci, które nie wyglądają mi na smutne, tylko bardzo szczęśliwe. Jedzą to na co mają ochotę i są zdrowe :) Na mięso póki co od urodzenia nie miały. Ja dzięki odstawieniu glutenu też jestem zdecydowanie szczęśliwszy bo w końcu nie mam problemów z trawieniem. Karola podobnie. Naszą dietą jest słuchanie się intuicji, więc tak – dziecko będzie na „naszej” diecie – intuicyjnej (czyli będzie jadło to na co będzie miało ochotę)… miłego dnia życzę :)
Adminie! to zadziwiajace, ze najbardziej wolni czuja sie Ci, ktorze cale zycie walcza z uzaleznieniem od narkotykow, alkoholu, ludzi i jedzenia ;-)
Walcząc nigdy nie poczujesz się wolny… Piszemy o tym w „Karolinie na detoksie”. Akceptacja jest zaprzestaniem walki. A ludzie, którzy uwalniają się od narkotyków i alkoholu, dzięki lekcji którą dostali często są bardziej świadomi siebie – czytaj wolni :)
Ja wiem kim jestescie, ale sa ludzie, ktorzy Was sluchaja.. Pozwolcie im zyc tak, jak chca i jesc to, na co maja ochote. Niech inni beda szczesliwi.. Dajcie im spokoj.. Prosze..
Cały ten blog jest na temat tego, żeby żyć w zgodzie ze sobą, czyli tak jak napisałeś: „żyć tak jak chcesz”. Piszemy o swoich doświadczeniach, tym mamy prawo się dzielić. Dostajemy mnóstwo pozytywnych maili od czasu kiedy napisaliśmy książkę. Kobiety przestają katować się dietami i zaczynają sprawiać sobie przyjemność zdrowym jedzeniem, na które mają ochotę. Przestają walczyć i wychodzą ze schematu nagroda i kara. Zaczynają cieszyć się życiem. Wiem coś na ten temat bo ważyłam 20 kg więcej niż teraz, byłam nieszczęśliwa.Nie z powodu wagi, ale właśnie dlatego, że się nie kochałam i nie akceptowałam… W tej chwili w końcu jestem szczęśliwa i odkrywam coraz to nowe rzeczy które mnie ograniczały. Będę się tym dzieliła z innymi. Daj nam więc spokój. Proszę :)
„czlowiek rodzi sie wolny, a wszedzie tkwi w kajdanach..” ;-)
;)
Jak czytam niektóre komentarze, to dziwię się, po co niektóre osoby wchodzą na Waszą stronę?
Odnośnie przepisu: mam w domu kaszę kukurydzianą, czy jeśli zmielę ją w młynku myślicie że nada się do leguminy?
Można spróbować – ważne, aby zmniejszyć wielkość ziaren, ale nie uzyskać konsystencji mąki. Nigdy tego nie robiłem, ale kto wie… Powodzenia :)
Jak okiem siegnac widac, ze wrazliwosc, szczerosc i otwarte serca nie przystaja do tego co lansuje i akceptuje swiat na zewnatrz (naszego wnetrza). A przeciez jak mowil pewien zacny mistrz – Wszystkiego, czego ci trzeba, to milosc.
A milosc, to przede wszystkim bezwarunkowa akceptacja ludzi i tego, co niesie zycie. Kochajcie sie i gotujcie – dla mnie to jest piekne i potrzebne, to jest Wasz wklad i energia bez ktorych swiat bylby ubozszy. I to dotyczy nas wszystkich.
Dziękujemy :) Kochamy się więc i gotujemy ;)
Również dziwię się, że niektórzy piszą o walce, nie czuję, żebyście narzucali innym swoje zasady, z Waszych tekstów emanuje spokój :) Kupiłam Waszą książkę i już miałam rozpocząć detoks.. ale okazało się, że jestem w ciąży. Również staram się spokojnie podchodzić do kwestii tycia i rosnącego brzucha (czytaj akceptacji). Hmmm cały czas dążymy nawet jeśli wydaje się, że 'wszystko’ już przerobione. Wszystkiego dobrego!!
Dzięki :) dzielimy się tym co czujemy, że w naszym przypadku się sprawdza, a każdy filtruje przez własne uwarunkowania… Gratulacje z powodu ciąży :)
Proszę się nie przejmować negatywnymi komentarzami. Nie każdemu musi się podobać styl życia ludzi takich jak Wy, ale jeśli ktoś spieszy, aby Was o tym poinformować, nie świadczy to dobrze ani o jego wrażliwości, ani kulturze osobistej.
Proszę, róbcie dalej, co robicie :), bez oglądania się na tych, którym nie wiadomo z jakich przyczyn nie podoba się to, co tworzycie. Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękujemy :) tak łatwo się nie zniechęcamy ;)
Bardzo dobra szarlotka. Jedyne co zmieniłam to słodkie jabłka zamiast cukru. :)