Czekoladki na poczucie winy…

„Poczucie winy konstytuuje tożsamość mieszkańców Europy Wschodniej” – powiedziała Jurga, moja przyjaciółka z Litwy (nauczycielka technik oddechowych i medytacji, dziennikarka) w dniu, w którym przyjechała na nasz ślub. Zgadzam, się ale… zmieniłabym na: „Poczucie winy konstytuuje tożsamość mieszkańców szeroko rozumianego Zachodu (całej Europy, USA etc.). Nadwaga, zbyt małe zarobki, zbyt mało czasu spędzanego z rodzicami, zbyt mało wolontariatu/sensu, zbyt mało przepłyniętych basenów lub godzin poświęconych na trening, zbyt mało, za rzadko, za często… – długo mogłabym wymieniać czynniki, którymi karmiłam swoje poczucie winy. Jednym z nich były słodycze i czekolada (najczęściej biała lub mleczna z nadzieniem, bo gorzka była zbyt małym grzechem). Na początku grzeszyłam (np. zajadałam się słodkościami), później się karałam (głodowałam, czyściłam z toksyn etc.) Maciek był dla mnie jak lustro. Przeglądając się w nim zobaczyłam wyraźnie, że balansuje między nagrodą i karą, świętością i grzechem. Zadałam sobie pytanie: Czy taki sposób działania pozwala na osiągnięcie szczęścia? Z odpowiedzią przyszła „Księga mądrości” Osho. Pisze on w niej o dwóch wymiarach wolności. Pierwszy poznałam doskonale: to wolność od. Stawałam się więc wolna od: alkoholu, papierosów, mięsa, kawy, słodyczy… w pewnym momencie nawet seksu! Pomijałam jednak drugi aspekt wolności: wolność do. Ten drugi wymiar pozwala nam doświadczać, „robić” rzeczy (bez tytułowego poczucia winy), ale nie będąc do nich przywiązanym. Sporo się ostatnio w tym temacie przerobiło. Wolność od i do powoli przybliżają mnie do równowagi. Dziś mogę się więc napić lampki czerwonego wina, ale wcale nie muszę. Mogę „strzelić sobie” podwójne espresso, ale nie jest mi tak na prawdę do niczego potrzebne. Mogę również zjeść czekoladę, ale… najchętniej tę przyrządzoną przez Maćka. Dlaczego? Bo jest pyszna, słodka i praktycznie bez cukru.

domowej roboty czekoladki
100 g migdałów lub orzechów włoskich
4-5 pestek moreli (opcjonalnie)
pół szklanki wiórków kokosowych
100 g rodzynek
szczypta soli
tabliczka gorzkiej czekolady (minimum. 60%)

Migdały, wiórki i pestki mielemy w robocie kuchennym. Dodajemy rodzynki i mielemy aż powstanie lekko kleista masa. Czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej (na garnku z gotującą się wodą stawiamy metalową miskę). Do roztopionej czekolady dodajemy szczyptę soli i mieszamy aż się rozpuści. Wsypujemy masę z migdałów i rodzynek. Całość dokładnie mieszamy. Z masy formujemy na blasze cienki placek. Posypujemy go wiórkami kokosowymi. Wkładamy na minimum pół godziny do lodówki. Kroimy na kawałki i podajemy.

 


KATEGORIE: Bez glutenu, Blog, Przepisy, Słodko, Wegańsko

10 komentarzy

  1. mam pytanie, czy czeoladki będą równie dobre następnego dnia? na przykład po nocy w lodówce? ;-)

  2. Następnego dnia sa jeszcze lepsze i najlepiej trzymać je w lodówce :)

  3. ja słyszałam że pestki z moreli czy z jabłka nie są dobre bo zawierają jakis trujący składnik, nie pamiętam nazwy :/ nie pisz proszę „mielEmy” tylko mielimy od mielić :) ciężko się czyta…

  4. Jeżeli już jesteśmy przy poprawności językowej, też byłam zaskoczona swego czasu ale poprawne jest: mielemy :) Proszę sprawdzić :) Pestki moreli zawierają witaminę B17 czyli tzw. amigdalinę. Jest ona nazywana lekarstwem na raka. Co prawda FDA (Food and Drug Administration) nie dopuszcza do spożycia ich w dużej ilości ze względu na trujące cyjanki, które zawarte są w amigdalinie. Inne źródła, którym bardziej ufamy, wykazują, że cyjanki te uaktywniają się dopiero w zetknięciu z chorymi komórkami… :)

  5. Trafiłam na Waszą stronę i czytam z coraz większą przyjemnością, ale jestem kompletnie „zielona”. Czy te pestki moreli to mają być takei zwykłe, wyciągnięte z surowej moreli?! Jesli tak, to czym mam to zmielić? Mój blender raczej nie przeżyje spotkania z czymś takim. ;) Dziękuję za odpowiedź,
    M.

  6. Trafiłam na waszego bloga i jestem zachwycona. Nie jestem ani weganką, wegetarianką itp. itd. i nie odżywiam się specjalnie zdrowo. Aczkolwiek wszystkie Wasze przepisy, klikając jeden po drugim, zapisuję w folderach bo wyglądają i brzmią fantastycznie. Czeka mnie przygotowanie „surowego sernika” z nerkowców w tym tygodniu- mam nadzieję, że się uda bo kucharka ze mnie nie do końca udana :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

czternaście + 16 =