Gotowanie, bieganie, sprzątanie, pielenie ogródka, pływanie, a nawet kochanie się… – mogłabym jeszcze długo wymieniać. Jaki może być wspólny mianownik wszystkich tych czynności? Sprowadzają umysł do chwili obecnej. Pomagają się wyciszyć, uspokoić, spojrzeć na daną sytuację z dystansu. W moim słowniku nazywam je „medytacją”. Wielu z nas ta ostatnia kojarzy się z siedzeniem w lotosie, w samadhi, najlepiej pod drzewem, w opcji idealnej w Himalajach. Medytacja (relaksacja lub modlitwa – niech każdy używa najbardziej odpowiadającej mu terminologii) to nic innego jak bycie tu i teraz, uważność, równowaga – słowem stan w którym łączymy się z własnym wnętrzem. Nie wypieramy, nie …

Czytaj więcej

Przypomniała mi się niedawno pewna podróż samochodem, którą odbyliśmy 2 lata temu. W tym okresie mojemu mężowi często zdarzało się gubić drogę. Pojechał w przeciwnym kierunku do zamierzonego. Spieszyliśmy się na spotkanie. W pewnym momencie zorientował się. „Dlaczego nic nie powiedziałaś? Nie jesteś zła?” – zapytał. „Nie, bo wiem, że sam znajdziesz drogę. Po prostu wcześniej na to nie zwracałeś uwagi, ale masz to w sobie” – odpowiedziałam. Podobna sytuacja wydarzyła się później tylko może z raz, dwa razy. Okazało się, że Maciek ma też dobrą orientację w terenie. Zaczął sobie w tej materii ufać. Dlaczego? Bo dałam mu przestrzeń, wsparcie. …

Czytaj więcej

Mój stosunek do zup nigdy nie był obojętny. W dzieciństwie raczyła mnie nimi babcia – oprócz ulubionych pomidorowej i ogórkowej (jak w przypadku większości dzieci) – były znienawidzoną częścią obiadu. Później na kilka lat zniknęły z mojego menu. Pojawiły się w nim ponownie, kiedy w Egipcie przefrunęłam przez kierownicę roweru i wybiłam sobie przednie zęby… Górna szczęka (skręcona na „rusztowaniu”) wymagała specjalnej opieki. Kremy i wywary, chcąc nie chcąc, stały się główną i jedyną (obok soków) częścią mojego jadłospisu. Po miesiącu płynnej diety, miałam ich serdecznie dość. Znów wykluczyłam je na kilka lat. Powróciły niczym „zmora” w szpitalu ajurwedyjskim. Rasam, …

Czytaj więcej

Biała buła to jedno z moich pierwszych wspomnień kulinarnych. Kiedy byłem mały nic tak nie uspokajało jak kawałek kajzerki. Pełniła funkcję smoczka. Zaczynałem płakać gdy spadała lub kończyła się. Nie jem glutenu od dwóch lat. Dopiero pół roku temu zacząłem mieć ponownie ochotę na pieczywo. Pełnoziarniste na zakwasie, gryczane pity, chleb z ziaren czy ryżowe tortille doskonale zaspokajały tę potrzebę. Przygotowując bezglutenowe pieczywo poszukiwałem idealnego, naturalnego i kleistego spoiwa.  W mącę pszennej tę rolę pełni gluten. Tworzy on szkielet wypieku. Czym dłużej wyrabiamy ciasto tym bardziej sprężyste się staje. Nie chciałem pójść jednak na łatwiznę i skorzystać z gotowego, wypełnionego …

Czytaj więcej