W wieczór ten otwiera się wnętrze ziemi i jasnym płomieniem świecą ukryte w nim skarby, woda w w źródłach, potokach i rzekach zamienia się na chwilę w wino i miód, a nawet w płynne złoto (…) nawet wyschła zawsze Róża Jerychońska otwiera swój kielich. Tej nocy pod śniegiem rozkwitają cudowne, pachnące kwiaty, a drzewa owocowe zakwitają w sadach i od razu, tej samej nocy wydają owoce (…) – pisała Hanna Szymanderska w „Polskiej Wigilii”. Ten tekst kojarzy Ci się z „Władcą pierścieni i krainą Elfów? Jest niczym innym jak opisem pogańskich Zaduszek. Okazuje się bowiem, że istnieje „zadziwiająca zbieżność dat” między naszym Bożym Narodzeniem, a dawnymi świętami hellenistycznymi i słowiańskiego pogaństwa! 23 grudnia obchodzono rzymskie, a 24 – pogańskie święto zmarłych, 25 – Święto Narodzin Niezwyciężonego Słońca (będące jednocześnie starym perskim Świętem Mitry), a wśród Słowian – pierwszy dzień Nowego Roku. Pokrywają się nie tylko daty, ale również obrządki towarzyszące wspomnianym okazjom. Jak pisze Szymanderska w trakcie Saturnaliów domy dekorowano zieleniną, a do środka wnoszono zimozielone drzewko. Rozpoczynały się natomiast wzajemnym darowaniem sobie urazów. Jej zdaniem kościół katolicki przez wiele wieków zwalczał pozostałości pogańskich wierzeń, był niezwykle tolerancyjny wobec ludowych zwyczajów świątecznych i obrzędów, do których lud był szczerze przywiązany potęgą tradycji niezliczonych pokoleń. Jeszcze w XIX w. w niektórych częściach Polski dla dusz z zaświatów pozostawiano element nakrycia na wigilijnym stole, pozostałości po barszczu czy garnki z resztkami bożonarodzeniowych potraw. Wierzono, że dusze zmarłych wcielają się w zwierzęta, która w ten wieczór mogą nawet przemówić ludzkim głosem…
Od dawna wiedziałem, że „nasze, swojskie katolickie Boże Narodzenie” tak na prawdę jest pełne zapożyczeń. Ich ilość, zaskoczyła mnie… pozytywnie. Do tego momentu symbolika świąt była dla mnie, aż tak znacząca. Gdy widzę ich wielowymiarowość, synkretyzm, przeplatające się kultury i tradycje, Boże Narodzenie nabiera magii. Okazuje się, że wszyscy jesteśmy połączeni! Ta wielokulturowość w piękny sposób odzwierciedla się również na poziomie świątecznego menu. Korzenne przyprawy takie jak cynamon, który przypływa do nas aż z Cejlonu podkreśla smak pochodzących najczęściej z Tanzanii goździków i indyjskiego lub lankijskiego kardamonu. Do tego polski mak, suszone śliwki i tureckie rodzynki. Wszystko ze sobą współgra, uzupełnia się i łączy na wigilijnym stole. Choć panuje na nim obfitość tradycyjnych słodkości, można i w tym temacie poszerzyć horyzonty (…) – pisałem w grudniowym numerze Sensu. A dziś poszerzamy horyzonty o przepis, który podpatrzyłem u mojej mamy. Super proste, szybkie i smaczne (uwielbiają je również moje córki) pralinki z gorzkiej czekolady, płatków owsianych i bakalii. Propozycja dla tych wszystkich, którzy przyrządzając jeden ze świątecznych deserów, chcą spędzić tylko 20 – 30 minut w kuchni. Wesołych Świąt :)
Czekoladowe pralinki mamy Krysi
1 – 2 łyżki oleju kokosowego (może być rafinowany) lub dobrej jakości masła sklarowanego (najlepiej domowego; dobrej jakości masło sklarowane np. Palce Lizać kupisz m.in. tutaj)
50 g płatków owsianych
1 łyżka sezamu
100 g suszonych, niesiarkowanych moreli
100 g niesiarkowanych, suszonych śliwek
szczypta nierafinowanej soli
50 gorzkiej czekolady (minimum 70%)
wiórki kokosowe do obtoczeniaNa tłuszczy prażymy na złoty kolor płatki owsiane przez około 5 minut (po około 3 minutach wrzucamy sezam i prażymy razem z płatkami). Cały czas mieszamy. Uważamy, aby ich nie przypalić. W między czasie w drugim garnku rozpuszczamy w kąpieli wodnej czekoladę. Uprażone płatki i resztę składników (poza czekoladą) przekładamy do robota kuchennego z metalowym ostrzem. Mielimy, aż składniki dobrze się połączą. Suszone owoce mogą pozostać w niedużych kawałkach. Masę przekładamy do miski z rozpuszczoną czekoladą. Całość dokładnie mieszamy. Formujemy małe kulki i obtaczamy we wiórkach kokosowych.