Premiera „Jem (to co) kocham i chudnę” :)

„Pani Karolino schudłam już 10 kg i zostały mi ostatnie 4. Walczę już ponad 6 miesięcy. Proszę mi powiedzieć co powinnam jeść?” lub „Od lat walczę z nadwagą. Nie jem nabiału, mięsa, cukru (żadnych słodyczy nawet suszonych owoców) i glutenu, po godzinie 18. Ograniczam porcje. Trenuję od 6 – 8 godzin tygodniowo. Co powinnam zmienić w diecie, aby schudnąć” – mogłabym jeszcze długo cytować urywki maili, które od kilku lat dostaję. Choć poszczególne historie różnią się od siebie. Ich bohaterki są nastolatkami, młodymi mamami i singielkami w średnim wieku. Pochodzą z różnych środowisk, grup społecznych czy miejscowości. Mają jednak coś wspólnego. Połączyła je walka z tym samym „wrogiem” – tłuszczem, nadwagą, otyłością. Tak na prawdę łączy nas (też przez kilkanaście lat zmagałam się z tym „oprawcą”) identyczne pragnienie. Chcemy poczuć się kochane, akceptowane, piękne i bezpieczne. Wydaje nam się, że wszystkiego czego potrzebujemy może dostarczyć nam idealne, szczupłe ciało. Czy na prawdę może? Przez długi czas wydawało mi się, że tak. Żyłam w słodkim przeświadczeniu, że gdy schudnę, moje problemy znikną. Byłam przekonana, że jeśli odzyskam kontrolę nad swoją wagą, będę kontrolować całe swoje życie. W końcu ktoś mnie pokocha. Wtedy sama się pokocham. Będziemy żyli długo i szczęśliwie… Pojawił się Maciek. Zaprzyjaźniliśmy się. Przeglądałam się w jego spojrzeniu. Odnajdywałam w nim cząstkę siebie. „Karola uwielbiam z Tobą rozmawiać, gotować, po prostu być. Jednak nie czuję niczego więcej. Możemy być przyjaciółmi” – wielokrotnie powtarzał. „Nie chcesz ze mną być, bo nie akceptujesz moich kilogramów” – mówiłam rozżalona. „A Ty akceptujesz siebie?” – kończył. Na ten argument nie byłam w stanie nic odpowiedzieć. 

Pojawienie się Maćka na mojej drodze, potwierdziło coś co od dłuższego czasu we mnie kiełkowało. Zobaczyłam, że moje ciało, odzwierciedla moje wnętrze. Mało tego. Moje niedoskonałe ciało stanowi doskonały pretekst do tego, abym nie skupiała się na tym co na prawdę ważne. Zrozumiałam, że jeśli się sama nie zaakceptuję, nie ma sensu, abym poszukiwała tej akceptacji na zewnątrz. Nawet jeśli uda mi się „wywalczyć” idealną, upragnioną sylwetkę, zawsze znajdzie się sposób, aby pozbawić mnie mojego fasadowego poczucia wartości. Wystarczy jeden negatywny komentarz czy krzywe spojrzenie. Powoli docierało też do mnie, że nie mam już ochoty walczyć, zmagać się, rywalizować. Miałam dość kolejnych diet, metod, odgórnie narzuconych ograniczeń czy morderczych treningów. Chciałam jeść to na co mam ochotę, ćwiczyć wtedy, kiedy mam na to ochotę i przestać przeliczać w głowie kalorie. Patrzeć w lustro i uśmiechać się do siebie. Postawiłam sobie zupełnie nowy cel. Redukcję kilogramów, zastąpiłam: AKCEPTACJĄ SIEBIE! Zaczęła działać metafizyka. Im lepiej czułam się sama ze sobą, tym mniej ważyłam. W magiczny sposób przestałam mieć również ochotę na kremówki, serniki czy inne oparte na białej, rafinowanej mące i cukrze słodycze. Krok po kroku wychodziłam z mechanizmu nagrody i kary. Przestałam karać się zdrowym i najczęściej niesmacznym jedzeniem, a nagradzać wszystkim co tuczące oraz zakazane. Wyszłam z przestrzeni: muszę (jeść zdrowo, niskotłuszczowo). Weszłam na zupełnie nową płaszczyznę, w której do dziś dzieją się tylko te rzeczy, których chcę. Bo to ja podejmuję decyzję o sobie i o moim menu. Jem to co lubię. Jeśli decyduję się wypić zielony szejk z siemieniem lnianym na śniadanie to dlatego, że mam na niego ochotę. Śniadanie jest pierwszym i mówi się, że najważniejszym posiłkiem dnia. Podobnie pierwszym i być może jednym z najistotniejszych kroków w powrocie do równoWAGI jest podjęcie decyzji o zmianie stylu życia. Decyzji, w której zaprzestajemy walki. Zaczynamy lubić, kochać i akceptować tę najważniejszą osobę w naszym życiu – SIEBIE! – piszę w „Jem (to co) kocham i chudnę”, naszej najnowszej książce. Znajdziecie w niej nie tylko 50 propozycji na wiosenno – letnie i jesienno zimowe śniadania, obiady, kolacje i przekąski. Ta książka to również proste rady (nie tylko dietetyczne) i ćwiczenia, które pomogły mi przez ostatnie lata zrzucić ponad 25 kg. Przede wszystkim jednak doprowadziły mnie do momentu, w którym rzeczywiście jem to co lubię. Wtedy, kiedy jestem głodna. Gdy zdarzy mi się sięgnąć po croissanta z dużym latte, nie ulegam już poczuciu winy. Ta książka powstała we współpracy z dwiema wspaniałymi terapeutkami: Emilią Żurek, somatoterapeutką i psychosomatyczką oraz Emilią Lorenc, doradcą dietetycznym i biologiem molekularnym.
Dziś mieliśmy przyjemność gotować dania z „Jem (to co) kocham i chudnę” w Dzień Dobry TVN. Link do programu znajdziecie tutaj. Zapraszamy do lektury :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

trzy − jeden =