Premiera „Depresja. Jedzenie, które leczy”

„Czy samą dietą można wyleczyć się z depresji” – słyszymy ostatnio często to pytanie. „Nie sądzę…” – odpowiadam  wielokrotnie.  Dieta może być natomiast wspaniałym uzupełnieniem terapii specjalistycznej. Można niewątpliwie za jej pomocą poprawić nastrój i wspomóc powrót do równowagi. Bo to ona jest warunkiem naszego zdrowia i szczęścia. Depresja ( jak zaburzenia tarczycy czy inne choroby) jest zjawiskiem wielopoziomowym. Podobnie jak my składamy się w kilku, wzajemnie przenikających się poziomów. I choć wstawanie wcześniej i przygotowywanie sobie nawet prostych posiłków może się dla osoby chorej wydawać „wspinaczką na Mount Everest”, warto. Małymi kroczkami iść do przodu. Stawiać sobie małe wyzwania. Osiągać pozornie „nieważne” cele (jak przygotowanie sobie śniadania czy poranny spacer). Mało tego powolutku czerpać z nich przyjemność. Przede wszystkim sprowadzać umysł do chwili obecnej.
Tym wszystkim dzielimy się (sama wielokrotnie doświadczałam silnie depresyjnych stanów) w „Depresja. Jedzenie, które leczy”. W książce znajdziesz kompletne menu w wariancie wiosenno – letnim i jesienno – zimowym. Propozycje medytacji, ziół, zabiegów olejowych czy technik oddechowych, które mają za zadanie tylko jedno – poprawić nastrój. Ta książka zdecydowanie wykracza więc poza poranik zdrowego odżywiania. Nie byłaby taka, gdyby nie współpraca z cudownymi, zaprzyjaźnionymi specjalistami. Współczesną dietetykę (i biologię molekularną) reprezentuje Emilia Lorenc, a starożytną mądrość ajurwedy Przemek Wardejn (zaprzyjaźniony konsultant ajurwedyjski). Poniżej fragment ostatniego rozdziału: „Jak poza dietę możesz dążyć do równowagi”. Zaczynamy…

Uwaga: w przypadku poważnych schorzeń i zaburzeń (jak depresja) wszystkie poniższe metody (podobnie jak zalecenia dietetyczne) czy ewentualny dobór odpowiednich leków należy skonsultować z lekarzem prowadzącym lub integracyjnym, czyli łączącym medycynę konwencjonalną z naturalną. Nie zachęcamy również do odstawiania lub zmniejszania dawki leków bez konsultacji z lekarzem prowadzącym!

(…) Pobudka o 5:30 rano, następnie 1,2 km wpław i ekologiczna owsianka z niesiarkowanymi owocami i tahiną. Później gotowanie bio kaszy jaglanej i podsmażanie warzyw kupionych na bazarku. Skrupulatne układanie w pudełeczku składników sałaty. Chwilę później pakowanie lunchu do pracy do termosu obiadowego. Praca, uważne spożywania posiłku i planowanie zakupów. Gdzieś pomiędzy kilka kartoników astronomicznie drogiej i wychładzającej wody kokosowej (niestety nawet jesienią i zimą!). Po pracy joga, wspomniane zakupy, kino z przyjaciółmi i przyrządzenie doskonale zbilansowanej kolacji. Zero kawy, dużo czystka, „morze” naturalnych suplementów i całkowite wykluczenie glutenu. Mnóstwo bodźców i coraz wyżej postawiona poprzeczka. Przede wszystkim brak czasu na relaks, na autorefleksję, na spojrzenie do środka. Efekt: znaczny przyrost masy ciała, okresy euforii przeplatane kompletnym brakiem siły do działania i chęci do życia! Ilość energii, którą wkładałam przed poznaniem Maćka w zakupy, przygotowania posiłków, słowem w dbanie o swoje ciało, była niewspółmierna do mojego samopoczucia (i wagi!). Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że na pewnym etapie swojego życia dieta mi nie służyła. To ja służyłam diecie… Mój fokus na zawartość lodówki, talerza i wypełniony po brzegi różnymi aktywnościami kalendarz, miał dawać mi spełnienie i dobre samopoczucie. Tak naprawdę pomagał mi się oszukiwać. Im kompulsywniej kontrolowałam swoje ciało, tym bardziej mój umysł wymykał się spod kontroli. Małymi krokami, zupełnie niepostrzeżenie pogrążałam się w depresji… Już w tym momencie chciałabym zaznaczyć, że dieta, joga, pływanie, bieganie lub pielenie ogródka mogą być ważnym elementem naszego powrotu do równowagi (a tym samym zdrowia i szczęścia). Mało tego wyżej wymienione aktywności mogą nastrajać nas pozytywnie. Jednak wykonywane kompulsywnie, oddalają nas od celu. Zabierają energię. Skupiając się wyłącznie na tym co na zewnątrz, a nie zaglądając do środka, zaleczamy objawy. Nie docieramy do przyczyny. Praca na poziomie ciała jest tylko jednym z elementów tej „drogi”! Jest jej doskonałym początkiem. Jednak na pewnym etapie (im wcześniej tym lepiej) dobrze jest zajrzeć głębiej. Z pozbawionego energii ciała przenieść uwagę na umysł, emocje. Zaangażować w nasz powrót do zdrowia świadomy oddech. Przyjrzeć się też naszym relacjom z najbliższymi, naszym relacjom w pracy. Zobaczyć jakie wywołują w nas emocje. Krok po kroku nauczyć się nimi zarządzać. Słowem przenieść swoją uwagę na wszystkie 4 poziomy zdrowia (i równowagi), o których mówi ajurweda. A gdzieś pomiędzy obserwowaniem siebie, karmieniem się z miłością, wyjść na długi spacer. Biegać na bosaka bo trawie i przyglądać się gwiazdom. Stawiać sobie małe cele, małe wyzwania, które powoli będą pomagały wrócić nam do teraźniejszości. Cieszyć się z rzeczy pozornie niewielkich. Uśmiechać się na widok kwitnących bzów lub wspomnianych kropli wiosennego deszczu leniwie osuwających się po szybie. Tymi wszystkimi metodami, które mogą wspomóc i przyśpieszyć wasz powrót do równowagi pragniemy się z wami podzielić w tym rozdziale. Nim to jednak nastąpi, krótka historia…
– Przem mam wrażenie, że pogrążam się w otchłani… Nie mam już nawet siły wstawać z łóżka – żaliłam się przed laty współpracującemu z nami konsultantowi ajurwedyjskiemu.
– Codziennie chodź do lasu (najlepiej rano). Minimum 30 minut spaceruj, głęboko oddychaj i przytulaj drzewa. Niech obok sesji pranajam i medytacji to będzie Twoja codzienna praktyka – doradził. Choć słuchając go nie byłam przekonana, zastosowałam się do jego zaleceń. Las, szum drzew, zapach pędów młodej sosny i promienie słońca przedzierające się przez liście, uratowały mi życie. Codziennie więc przed pracą niczym „narkomanka na głodzie” zaciągałam się lasem. Chłonęłam go każdą komórką swojego wyczerpanego i pozbawionego chęci do życia jestestwa. Czasami  nawet ściągałam buty i biegałam na boso po wilgotnej trawie. Przytulałam się do drzew. Nasycałam oczy kolorem zielony. (…)

JAK POZA DIETĄ MOŻESZ DĄŻYĆ DO SZCZĘŚCIA?

Na widok poniższej listy dostajesz nieprzyjemnych dreszczy na całym ciele? Nie obawiaj się. Nie musisz (jak już pisaliśmy niczego właściwie nie musisz) „odhaczać” wszystkich wymienionych pozycji. Wybierz te, które poczujesz, a następnie wdroż je w życie. Zmiany wprowadzaj małymi krokami. Na zasadach ewolucji, a nie rewolucji. Praktykuj je jednak regularnie. Czerp radość i energię z „rzeczy małych”. Z rzeczy powtarzalnych. Niech staną się częścią „energetyzującej rutyny”. Jednocześnie zaobserwuj jak zmienia się twoje samopoczucie kiedy zaczynasz dzień np. od sesji pranajam i medytacji.

Spacery i kontakt z naturą – najlepiej poranne i optymalnie z dużą ilością otaczającej nas zieleni. Przemek zaleca, aby na spacer wychodzić świeżo po przebudzeniu (nawet przed kubkiem ciepłej wody z cytryną i imbirem). Masz ogród? W ciepłe wiosenne i letnie poranki możesz po nim chodzić na bosaka. Nic tak nie uziemia jak bezpośredni kontakt z Matką Naturą (i ziemią). Doskonałym sposobem na powrót do równowagi jest również praca w ogrodzie i uwaga: wspomniane przytulanie drzew. Szczególnie korzystnie działają na nas brzozy. To jedne z najsilniejszych drzew. Na zakończenie warto dodać, że badania dowodzą, że 30 minut spaceru dziennie pomaga w redukcji leków antydepresyjnych! 

Automasaż olejem sezamowym – po porannym spacerze czas na masaż. O mocy jaką kryje w sobie masaż (szczególnie ten, który możemy zrobić sobie sami) przekonałam się wielokrotnie. Obok spacerów po lesie, pranajam, medytacji i przytulania drzew był stałym elementem mojej antydepresyjnej praktyki. Taką auto abhiyangę (tak nazywa się najbardziej popularny masaż olejowy w ajurwedzie) możesz wykonywać codziennie rano. Najlepiej przy użyciu niewielkiej ilości ciepłego (ale nie gorącego) zimnotłoczonego oleju sezamowego. Jak podpowiada Przemek Wardejn: „ciało odczuje na poziomie fizycznym, że się o nie troszczymy, że je lubimy, że jesteśmy dla siebie dobrzy. A kiedy to odczuje to nie będzie chorować. Dotyczy to zwłaszcza chorób związanych z układem nerwowym i autoimmunologicznych”. Teraz przejdźmy do konkretów. Jak wykonać taki automasaż?
Na początku wmasuj ciepły olej w całe ciało. Kiedy olej rozpocznie już swoje działanie, rozpocznij masaż głowy i twarzy. Skorzystają również na nim Twoje włosy, ponieważ olej pełni funkcję świetnej odżywki. Po głowie przejdź do szyi, klatki piersiowej i dalej do brzucha, pośladków, ud. Po nogach wymasuj również stopy. Zasada jest prosta. Masuj wzdłuż na długich kościach, a okrężnie na brzuchu czy stawach. Po około 10-15 minutach umyj włosy i umyj całe ciało pod prysznicem. Pozbędziesz się w ten sposób toksyn, ponieważ wiele z nich rozpuszcza się tylko w tłuszczach. (…)

Tu i teraz – szczęścia możemy doświadczyć tylko w chwili obecnej – tu i teraz. Podróżowanie między przeszłością, a przyszłością koniec końców nie wróży niczego dobrego. W przeszłości zawieszamy się na tym co było. Może to wywoływać żal, rozczarowanie i prowadzić do narzekania. Wszystkie powyższe dodatkowo obniżają naszą energię. Miłe wspomnienia są miłe, ale na krótką chwilę. W dużych ilościach „nurzanie się” we wspomnieniach prowadzi do gloryfikowania przeszłości („Kiedyś to było wspaniale!”) kosztem teraźniejszości. Z kolei przyszłość niesie ze sobą plany (dobrze je mieć, ale niedobrze się do nich przywiązywać), marzenia (jak wspominaliśmy często oderwane od rzeczywistości) i oczekiwania. Te ostatnie są naszym wyobrażeniem na temat tego co się wydarzy. Mało tego wyobrażeniem, które generuje duże przywiązanie. A im silniejsze przywiązanie, tym większa „gorycz porażki”. Oczekiwania odbierają nam również „słodycz” niespodzianki. Koniec końców pozbawiają nas radości życia. Najlepszym sposobem na poradzenie sobie z tą nieustanną „gonitwą umysłu” jest świadomy oddech i medytacja. Oddech jest również najlepszym sposobem na… stres. (…)

Działanie – planuj i realizuj „drobne” zamierzenia jak wyjście rano na spacer przez następnych 7 dni, 14 dni bez słodyczy opartych na białym, rafinowanym cukrze lub 20 minut codziennej praktyki pranajam i medytacji. Choć na początku zrealizowanie tych „przyrzeczeń” może być trudne, z każdym kolejnym dniem będziesz odczuwał rosnącą satysfakcję. Wraz z nią będzie rósł poziom twojej energii. Działanie to również wysłanie sygnału do wszechświata, że bierzesz odpowiedzialność za swoje zdrowie i swoje szczęście. A jak już pisaliśmy proces zdrowienia zaczyna się właśnie od momentu wzięcia odpowiedzialności – na początku za siebie, swoje zdrowie i swoje własne emocje. Ustawiając sobie „drobne” plany i przyrzeczenia trzymaj się następujących zasad:

  • dokładnie zdefiniuj swój plan/cel np. zamiast pisać będę ćwiczył, napisz: przez następnych 20 dni codziennie 20 minut praktykuję jogę
  • upewnij się, że cel jest możliwy do osiągnięcia
  • upewnij się, że cel nie będzie krzywdził innych lub ciebie
  • dodaj ramy czasowe – nie ustawiaj sobie celów/przyrzeczeń na całe życie. Dlaczego? Są najczęściej niemożliwe do osiągnięcia. Jeśli chcesz rzucić palenie lub odstawić niezdrowe słodycze oparte na białym cukrze, zrób to np. na 20 lub 40 dni. Po tym czasie możesz przedłużyć ten okres.  

RAMKA ZDANIEM KONSULTANTA AJURWEDYJSKIEGO
Ważne, żeby nie odpuszczać małych rzeczy. Przykład: położyłem się na kanapie z książką ze szklanka imbiru i zapomniałem dodać cytryny (choć miałem na nią ochotę). Mówię do siebie w myślach: „olać to!” i odpuszczam. Nie! W takiej sytuacji dobrze jest przełamać ten pierwszy opór, wstać i wcisnąć cytrynę do szklanki, a następnie wrócić do czytania książki. Depresja często bierze się odpuszczania rzeczy małych rzeczy kosztem dalekosiężnych, często niemożliwych do zrealizowania planów. 

Poczucie winy – nie udało ci się dotrzymać przyrzeczenia i zrealizować zamierzonego celu? Nic się nie stało! Bądź dla siebie dobry. Zawsze możesz zacząć od nowa… Każdy ma przecież prawo do popełniania błędów. Nikt z nas nie jest idealny. Lub inaczej każdy jest doskonały w swojej niedoskonałości. Najgorszą rzeczą z punktu widzenia poziomu twojej energii i samopoczucia, którą możesz teraz zrobić to wpaść w poczucie winy. Jak mawiają terapeuci uzależnień jego niewielka ilość rzeczywiście działa mobilizująco. Jest niczym „ukłucie igiełki”, które przeciwdziała popełnianiu tych samych błędów. Jednak poczucie winy w większych ilościach jest niezwykle destrukcyjną emocją. Zatruwa nam życia. Sprawia, że cały świat zaczyna nam się jawić w odcieniach szarości. Nie dajemy sobie prawa do szczęścia, do szeroko rozumianej obfitości. Zastanówmy się teraz do czego może prowadzić chowanie długotrwałej urazy do samego siebie? Wyobraź sobie jak może czuć się ktoś, komu ciągle odmawiasz wybaczenia. Będzie smutny, będzie się karał, nie będzie dawał sobie prawa do szczęścia. Jego poczucie wartości zmaleje. Prędzej czy później ta sytuacja odbije się na jego zdrowiu – psychicznym, a być może nawet fizycznym. Z doświadczenia mojego i Maćka (zarówno z autopsji, jak i obserwacji znajomych) wynika, że spora część alergii czy nietolerancji pokarmowych, a tym bardziej chorób autoimmunologicznych czy np. raka jest m.in. wynikiem niechęci do samego siebie i chowanej urazy (do innych i do samego siebie). Oczywiście na wymienione wyżej choroby mogą wpływać również inne czynniki. Co ciekawe nasze obserwacje potwierdzają specjaliści m.in. cytowany już Alexander Lowen w „Duchowości ciała”: „(…) Chowając bolesne uczucia głęboko w ciele, poddajemy narządy wewnętrzne olbrzymiemu stresowi. Na przykład osoba, która zaprzecza swojemu długotrwałemu smutkowi i gniewowi związanemu z wczesną utratą miłości, jest szczególnie narażona na choroby serca. Moim zdaniem inną chorobą ściśle związaną z tłumieniem uczuć jest rak. (…) Jeśli rozpacz leżąca u podłoża wielu przypadków raka, nie zostanie wydobyta na powierzchnię i wyrażona, powstrzymywanie jej pochłania energię chorego i przyczynia się do degeneracji tkanek ciała (…). 

 

2 komentarzy

  1. Wszystko pięknie. Ale – i to „ale” jest naprawdę poważne – koniecznie należy położyć nacisk na jedną kwestię: depresja jest poważną chorobą, bywa że śmiertelną i odpowiedź „nie sądzę” na pytanie, czy można ją wyleczyć samą dietą jest myląca i może być niebezpieczna. Odpowiedź powinna brzmieć: „nie, to nie jest możliwe”. Państwa zalecenia mają sporą wartość jako działania wspomagające – i o tyle uważam je za cenne. Jednak stwierdzenie że „nie zalecacie” – na przykład – odstawiania leków jest absolutnie zbyt słabe. Depresji nie da się wyleczyć samą dietą, a leków nie należy odstawiać (lub zmieniać ich dawki) bez konsultacji z lekarzem pod żadnym pozorem. Za to w połączeniu z farmakoterapią i psychoterapią opisywane przez Państwa działania mogą być skuteczne i bardzo korzystne.

  2. W książce kładziemy na to nacisk. Piszemy o diagnozie i rozpoczynaniu terapii specjalistycznej :) Przestrzegamy też przed odstawianiem leków (lub zmniejszaniem dawek) na własną rękę… pięknego dnia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dziewięć + 7 =