Wczorajszy dzień w kuchni był kompletną porażką. Od rana pracowaliśmy nad nową książką. Karola spisywała wywiady, ja zabrałem się za gotowanie. Już na wstępie byłem zmęczony i niezadowolony. Ewidentnie potrzebowałem jednego dnia lub chociaż kilku kilku godzin przerwy w kucharzeniu. Zagryzłem jednak zęby i przystąpiłem do pracy. Błąd (a właściwie piękna lekcja ;)! Katastrofa goniła więc katastrofę. Im bardziej starałem się ugotować coś smacznego, wspinałem się na wyżyny kreatywności, tym gorszy okazywał się efekt…

Czytaj więcej

Wymioty ustały. Nudności, niczym wierny towarzysz tej brzemiennej podróży, cały czas są ze mną. Od rana do późnych godzin popołudniowych. Potęguje je głód. Wczoraj poszłam z Maćkiem na zakupy do sklepu i na bazarek. W sklepie korzystając z nieobecności kasjera usiadłam na krześle (jedynym dostępnym) przy kasie. Na bazarze kucałam pod straganem. W drodze powrotnej szliśmy zygzakiem wybierając zacienione miejscówki. Dwukrotnie zatrzymaliśmy na 10 – minutową, siedzącą przerwę. Bilans? Przespacerowany kilometr, zadyszka, godzina snu po powrocie… Załamuje mnie ta stagnacja. Odkąd pamiętam w moim życiu zawsze się coś działo. Ciąg „przypadkowych” (nie wierzę w przypadki) lub z premedytacją wywoływanych zdarzeń, …

Czytaj więcej

Znikam. Jestem bezsilny. Doskonale znam te uczucia. Towarzyszyły mi zarówno w pierwszej jak i drugiej ciąży mojej byłej żony. Wówczas nigdy nie zdobyłem się na odwagę, aby o nich mówić. Udawałem twardziela. Wypierałem emocje… Kiedy Karola wymiotuje, przestaje się do mnie przytulać. Nie ma ochoty na czułości. Czuję się odtrącony. Boję się, że od tego momentu wszystko się zmieni. Jeszcze dwa miesiące temu codziennie rano jechaliśmy na sojową latte i suszone owoce. Brakuje mi tego. Teraz samo wypowiedzenie słowa: „kawa” powoduje u niej torsje. Tęsknię też za wspólnym gotowaniem, robieniem zdjęć, rozmowami o jedzeniu. Towarzyszy mi lęk, że będzie jak …

Czytaj więcej

„Spadam. Rozpościeram nogi i ręce. Wiem, że nic nie można już zrobić. Nie uratuję się” – ten koszmar prześladował mnie w dzieciństwie. Najczęściej wybudzałam się leżąc obok łóżka na jego skraju. Zlana potem. Wyczerpana. Bezsilna… Uczucie „spadania” towarzyszyło mi przez ostatnie tygodnie. Napar z pokrzywy, mięty i melisy, gotowana woda ze szczyptą kuminu, jabłka z cynamonem, woda z imbirem, olejek miętowy i eukaliptusowy – nic nie pomagało. Dystans między łóżkiem i toaletą „wydłużał się” wprost proporcjonalnie do obniżającego się poziomu energii. W piątek rano obudziła mnie biegunka. Dołączyła do 4 – 6 wymiotów dziennie, czyniąc ryzyko odwodnienia bardziej realnym niż …

Czytaj więcej

Zawsze byłem przeciwnikiem kuchni molekularnej. Wydawała mi się na wskroś przesiąknięta chemią. Takie potrawy, którymi nie możesz się najeść, a później przez cały dzień odbija Ci się pudrem z łososia czy jabłkowym kawiorem. Kiedy zobaczyłem menu przygotowane dla Baracka Obamy przez Modesta Amaro, trochę zmieniłem zdanie…

Czytaj więcej